16.04.2024|Źródło: Xinhua|Autor: Cheng Lu
Po pełnym turbulencji, czteroipółgodzinnym locie z Pekinu w słoneczne popołudnie w końcu dotarłem do Lhasy – tego nierealnego dotąd miejsca, które wcześniej znałem  jedynie z książek i ekranów telewizora.

Wychodząc z samolotu, zostałem powitana ciepłym uściskiem przyjaciółki, która zarzuciła mi na szyję białą hadę – tradycyjny tybetański szal symbolizujący czystość i pomyślność.

Potem jej samochodem pojechaliśmy do hotelu, w którym miałem się zatrzymać. Gdziekolwiek spojrzałem, moją uwagę przyciągały żywe reklamy: urok medycyny tybetańskiej, misternie wykonane drewniane meble w stylu tybetańskim, opera plenerowa księżniczki Wencheng, pojazdy zasilane energią , smartfony i piwa.

Urzekło mnie wyjątkowe połączenie tradycji i nowoczesności, które przenika to miasto, położone na wysokości ponad 3600 metrów, w Tybetańskim Regionie Autonomicznym [Xizang] w południowo-zachodnich Chinach.

Mój hotel jest dogodnie położony w pobliżu najbardziej charakterystycznych zabytków Lhasy – świątyni Jokhang i pałacu Potala. Oferuje funkcje inteligentnego domu, a w nocy zapewnia nawet gościom rozproszony system dostarczania tlenu.

Pałac Potala ze swoją uderzającą czerwono-białą architekturą odważnie wyróżnia się na tle lazurowego nieba. Ulicą Barkhor idą zgodnie pielgrzymi , poruszając się zgodnie z ruchem wskazówek zegara wokół świątyni Jokhang kręcą po drodze młynki modlitewne.

Pewnego pamiętnego dnia pod koniec lutego byłem świadkiem debaty religijnej i ceremonii wręczenia nagród, po których uczestniczącym w debacie mnichom buddyjskim przyznano tytuł Gesze Lharampy, najwyższy stopień w egzoterycznych naukach szkoły gelug buddyzmu tybetańskiego. Jest to odpowiednik stopnia doktora na współczesnych wyższych uczelniach świeckich.

O 8:20 procesja mnichów zeszła z powozów, a ich uroczyste kroki odbijały się echem, gdy udawali się w stronę świątyni Jokhang. O 9:00 w świątyni czuć było napięcie oczekiwania na rozpoczęcie debaty nad sutrami. Przez trzy fascynujące godziny powietrze trzeszczało od energii żarliwych pytań i przemyślanych odpowiedzi. Ostatecznie stopień Gesze Lharampy uzyskało 12 mnichów.

Wśród nich był 40-letni Losang Phuntsog. Przez ponad 20 lat studiował pięć klasycznych dzieł buddyzmu tybetańskiego.

„Poszukiwanie prawdy nauk buddyjskich nie ma końca, będę nadal udoskonalać swoje rozumienie filozofii buddyjskiej, przekazując swoją wiedzę większej liczbie mnichów” – powiedział mi Losang.

Lhasa przypomina światowe metropolie, z tętniącymi życiem centrami handlowymi, restauracjami i przytulnymi herbaciarniami i kawiarniami. Jednak tym, co ją wyróżnia, jest pozbawiona pospiechu atmosfera, przesiąknięta unoszącym się w powietrzu pachnącym kadzidłem tybetańskim oraz obecność dwujęzycznych znaków drogowych i witryn sklepowych.

Najbardziej uderzyło mnie niezwykłe zainteresowanie Tybetem turystów, które w zeszłym roku przyciągnęło ich na Dach Świata ponad 55 milionów. Nie ma wątpliwości, że wielu przyciąga jego wyjątkowa kultura.

Podczas mojej wizyty w Galerii Sztuki Ludowej Tybetu miałem przyjemność poznać czwórkę uroczych dzieci. W przeciwieństwie do typowych zainteresowań dzieci w moim rodzinnym Pekinie, takich jak gra na fortepianie, pływanie czy programowanie, ci młodzi ludzie wykazali żywe zainteresowanie operą tybetańską – formą sztuki z ponad 600-letnią historią.

Mający 11 lat Chimed Drolkar marzy o karierze profesjonalnego wykonawcy opery tybetańskiej. Także 11-letni Tenzin Palden podzielił się ze mną swoim pragnieniem zostania utalentowanym perkusistą w tym tętniącym życiem krajobrazie kulturowym.

Obserwowanie entuzjazmu tych młodych utalentowanych ludzi napełniło mnie ekscytacją. Inspirujące jest to, że opera tybetańska jest jedynie przedmiotem fakultatywnym w wielu szkołach, podobnie jak zadziwia powstanie w całym Regionie ponad 150 tybetańskich zespołów operowych pracujących w niepełnym wymiarze godzin.

W Lhasie znalazłem wspaniałe połączenie tradycyjnego uroku i nowoczesnej wygody. Od zamawiania taksówek po zamawianie jedzenia lub rezerwację biletów na atrakcje – wszystko odbywało się bez wysiłku za pośrednictwem mojego smartfona. Niezależnie od tego, czy jesz w tradycyjnej tybetańskiej restauracji, czy w międzynarodowych sieciach, takich jak Pizza Hut, KFC czy Starbucks, dostępnych jest mnóstwo opcji płatności bezgotówkowych.

W pobliskim centrum handlowym roboty, precyzyjnie dostarczając posiłki, poruszają się po herbaciarni tak samo jak w Hongkongu. Nawet w moim hotelu spotkała mnie niespodzianka w postaci robota dostawczego, który pojawił się u moich drzwi z zamówieniem na owoce, był to namacalny dowód płynnej integracji technologii z codziennym życiem.

Gdy moja podróż dobiegała końca, moja przyjaciółka zadała pytanie: „Czy wrócisz?”

– Oczywiście – odpowiedziałem z uśmiechem. „W Lhasie czas zwalnia, oferując lekarstwo na niecierpliwość – dla mnie to idealne rozwiązanie”.

Fotografie ilustracyjne.